Opowiadanie - Opowieść z pustkowi- Ostatnie dni „trupa” ;]
Opowieść z pustkowi- Ostatnie dni „trupa” ;]
Witaj drogi czytelniku tym razem coś
innego opowiadanie. Z jakiej kategorii ? Opowiadanie inspirowane grą fabularną Polskiej konstrukcji w postapokaliptycznej przestrzeni osadzonej w Stanach Zjednoczonych... - Neuroshima Wersja surowa, więc
będę wdzięczny za wskazanie wyłapanych błędów. Miłej lektury życzę ;)
Małe ostrzeżenie tekst jest doposażony o niecenzuralne słownictwo... "jaki świat takie słowa"
Moja podróż zaczęła się wiele lat temu, to było dokładnie wtedy kiedy opuściłem New York. Co
gorsze spieprzając przed gangiem Hell Angels ( Anioły Piekieł ) zatarłem silnik mojego motocykla.
Pamiętam to jak dziś, nigdy później nie miałem tyle szczęścia co wtedy. Silnik do wyrzucenia, ale
motor jeszcze się katula do przodu i co widzę na spalonym przez słońce pustkowiu? Na poboczu pod
uschniętym drzewem stoi Wan! Cały pordzewiały gdzieniegdzie ślady po lakierze zaglądam pod
maskę a tam wszystko na swoim miejscu. Normalnie nie wierze w to co widzę zaglądam do środka
wszystko ładnie pięknie nawet przednią szybę ma co prawda potłuczona ale lepsza taka niż żadna,
nawet w baku miał benzynę- trzy litry pamiętam to do dziś. Jedyna wada jaką posiadał to brak
kluczyków i kierowcy, ale takie problem to ja wprost uwielbiam. Kable na krótko, szosa długa i
szeroka w dodatku jestem na niej sam. Dookoła pustkowia więc chyba nic sobie nie zrobię
pomyślałem a w tym samym momencie usłyszałem słodki dźwięk działającego engine'u
samochodowego. Wrzucam jedynkę, noga na gaz i jadę przed siebie to nawet nie było takie trudne jak
Miki mówił wciskał kit i tyle. Dwa dni później spotkałem dwóch gości jeden z nich był jakiś dziwny.
Następnego dnia palną sobie w łeb ze SPAS`a-12`stki. Jego twarzy to nie mogłem sobie nawet
przypomnieć za nic w świecie. Bo to co z niej zostało nie przypominało nawet kotleta mielonego z
dodatkiem ołowiu. W dodatku zrobił to w trakcie roboty miejscowi zlecili naszej trójce usunięcie
problemu jakim był gang- było ich ledwo dziesięciu trzech rozwaliliśmy jeszcze w mieście. Więc z
czystej kalkulacji wynikało, że będzie ich siedmiu tak też było. Razem z Likierem wyczyściliśmy
resztę bo ten psychol rozwalił tylko dwóch a ponadto rozjebał mojego wana o bramę a dopiero później
sobie palną w ten głupi łeb. W sumie to nie było by tak źle ale niestety spotkaliśmy kogoś jeszcze cham
podciął nam wężyk doprowadzający płyn hamulcowy. I jak tu się na gościa nie wkurwić, przez
niego rozjebałem skrzynie biegów. I tak przez niego katulaliśmy się z Likrem przez cały dzień
jechaliśmy 15 kilosów na godzinę na jedynce z powrotem do tamtej wioski, gdzie dostaliśmy zlecenie.
Słońce jak zwykle za dnia paliło wszystko pod swoimi piekielnymi promieniami. Prawie się w tym
Wanie upiekliśmy żywcem, ale co tu się było dziwić po tej małej apokalipsie trzydzieści lat wcześniej.
Pogoda ze świrowała tak jak część ludzkości w dzień czterdzieści stopni w cieniu, w nocy tyle samo
tyle, że na minusie.
Nasza paczka powiększyła się o wyżej wymienionego śmieszka, który lubił bawić się nożami.
Nazywał się Angel, podczas kolejnych dni podróży dotarliśmy do STAR WARZ podobno tam kiedyś
kręcili jakiś film, ale kto go widział? Nie mam pojęcia… Od ponad trzydziestu lat wszystko jest
rozjebane przez atomówki, jebanego molocha, chemikalia i promieniowanie. Jak źle wybierzesz
miejsce na nocleg to możesz nie wstać taki zjebany ten świat, miasta w ruinie, struktury społeczne nie
istnieją. Tak naprawdę to po istniejącym świecie pozostały same śmieci i resztki tego co przed wojną
było użyteczne….
Taka smutna prawda a do tego miłego krajobrazu dołącza się pieprzony moloch ze swoimi robotami.
Raz nawet widziałem struktury budowli tego cholernego blaszaka, ale tak naprawdę nikt nie wie czym
on jest: robotem, programem, jakimś pojebanym psychopatycznym cybernetycznym ustrojstwem, a
może po prostu jest ześwirowanym człowiekiem, który chce zniszczyć resztę ludzkości. Kto to wie?
No tak nie o tym miałem mówić, chciałeś usłyszeć o ostatniej akcji?
-Tak- odezwał się niezwykle spokojny a zarazem zimny i bezuczuciowy głos z wszech ogarniającej
ciemności.
Co dokładniej chcesz wiedzieć?
-Wszystko co zechcesz mi opowiedzieć- głos stał się o wiele milszy i przyjemniejszy dla słuchacza.
Dało się rozróżnić płeć- była to rozmówczyni.
Jak miło usłyszeć znów kobiecy głos opowiedz mi coś o sobie? Może zaczniesz od tego jak długo
jesteś fleczerem?
-Dobrze, ale pod jednym warunkiem.-
Jakim?
-Najpierw opowiesz mi jak doszło do tego co tu widzę, a potem zobaczymy.-
Dobrze niech będzie.
Zaczęło się to jakieś cztery dni, może trochę wcześniej przed wejściem do podziemnych zakładów
molocha. Było nas wtedy pięcioro, ale później doszła Jenn. Jak zawsze była słodka i zabójcza za to ją
kochałem…
Głos mu przygasa myśli odpływają gdzieś daleko do minionych zdarzeń.
-Co się stało wszystko w porządku?-
Co? Co takiego? Ach przepraszam miałem złożyć raport.
-Jakie wydarzenia miały wtedy miejsce że tak nagle przygasłeś?-
Wtedy po raz ostatni widziałem ją żywą. Kilka minut przed tym jak sam straciłem przytomność
trzymałem ją w ramionach życie uchodziło z niej w niezrozumiałym pośpiechu. Tego samego dnia
rano była pełna radości i nadziei w lepsze jutro w końcu wygrywaliśmy z przeklętym na wieki
molochem. Snuła plany wspólnego życia po wojnie w nowym lepszym świecie. Ja też marzyłem o
lepszym życiu razem z nią lecz bałem się zapeszyć- w końcu moloch jeszcze czuwał na północy. Nasz
związek zaczął się burzliwie i niespodziewanie tak też się zakończył, gdy straciłem przytomność na jej
martwej piersi.
-Przepraszam że muszę cie poganiać, ale za kilka godzin w tamten rejon wyrusza oddział i musimy
mieć jak najdokładniejsze informacje. Czy możesz kontynuować?-
Tak zrobię wszystko żeby odegrać się na tym pierdolonym molochu! To przez niego wszyscy moi
przyjaciele nie żyją!
Zbliżyliśmy się tego dnia naszą opancerzoną ciężarówką na niespełna sto kilometrów od zabudowań
molocha. Ze wzgórz było by doskonale wszystko widać gdyby nie kłęby czarnego palącego
wnętrzności dymu, jedynie poświata płomieni dochodząca z głębi instalacji rozświetlała otoczenie
skryte w cieniu wszech obecnych obłoków dymu, drżenie ziemi było czuć dość silnie nawet w
ciężarówce, ta kupa żelastwa rozłożona na setkach a może nawet milionach kilometrów wzdłuż i
wszerz zapierała dech w piersi nie z zachwytu lecz z samego swego ogromu. Przez dobre kilka godzin
gapiliśmy się na to wszystko z rozdziawionymi gębami, dopiero koło południa przyzwyczailiśmy się
do sąsiadującego z nami widoku. Przygotowania do samej akcji zajęły może dwie godziny mieliśmy
do dyspozycji najlepszy sprzęt na rynku oczywiście trzeba było się o niego nieźle na wymieniać za
grube tysiące Gambli. Samo zgromadzenie takiego sprzętu trwało trzy lata, a prawie wszystko od
świętego Mikołaja Molocha- oczywiście z jego robotów. Dzięki temu co nam „ofiarował” zdobyliśmy
dokładne informacje o celu przez co zneutralizowaliśmy jego obronę w tym obszarze- rozwaliliśmy
przeszło dwadzieścia kilka działek samobieżnych statycznych i drugie tyle mobilnych. Około godziny
szesnastej użyliśmy najlepszych zabawek jakie mieliśmy do dyspozycji- pajęcze egzoszkielety. Były
świetne z pajęczymi odnóżami nadawały się na każdy możliwy teren, posiadały przestrzeń ładunkową.
Do tego ciężkie karabiny, wyrzutnia rakiet, panel sterowania- cudo jak się patrzy, a na pokładzie
cztery głowice wodorowe. Ładownia zapchana amunicją Jenn za sterami- czego trzeba więcej do
szczęścia na polu walki. Ze wzgórz palnęliśmy rakiety z głowicami wodorowymi w centra obrony,
ziemia zadrżała w posadzie czterokrotnie aż nam stara przesunęło o dobra dwa metry. Do tamtego
momentu nie wiedziałem że ziemia może się aż tak trząść. Gdy pył opadł a my byliśmy w połowie
drogi do jednej z fabryk molocha okazało się że między nami a budowlami jest szczelina na dobrze
ponad piętnaście metrów i szeroki na kilkanaście kilometrów. Jenn zaczyna zwalniać a ja do niej co
jest? A ona do mnie rozpadlina co kurwa oślepłeś od dłubania w silnikach przy żarówce czy co?
Przecież widzę dodaj gazu i się nie opierdalaj!
Jenn- Może i zasuwamy te 250 km/h , ale tam jest jakieś dwadzieścia metrów przerwy…..!
No i co z tego dawaj panel!
Jenn- A bierz, pojebało cie już do reszty! Jak coś mi się stanie to ci zajebie…
Likier z Maxem obserwowali wszystko z lekkim przestrachem. Zapewne chodziło im po głowach to
co powiedziała Jenn- pojebało cie już do reszty! Pojazd zaczął przyśpieszać pod wprawną ręką
mechanika. Lenox co ty? Zabijesz nas do kurwy nędzy- z przerażeniem krzyknął Max.
Spoko, lepiej się czegoś złapcie bo nie chcę żebyście latali po sterowni- odpowiedziałem spokojnie, a
gdy tylko skończyłem mówić wyskoczyliśmy prawie z samej krawędzi. Wtedy to mieli facjaty i
cięższe spodnie o jakieś dwa kilo. Wylądowaliśmy niezły kawałek dalej na moje oko to to było
siedemdziesiąt metrów jak nic. Szarpło jak cholera w pierwszej chwili myślałem że egzo się tam
rozkraczy, ale nie poszedł dalej jak burza. I gadam bardziej sam do siebie niż do pozostałych- No
całkiem nieźle się spisał a nie miałem go do tej pory gdzie przetestować… a tu okazja pojawia się
sama.
Jenn- Masz farta, że nic mi nie jest, ale przeginasz! Zobacz na nich ledwo co żyją…
Obracam się a tamci na podłodze zwijają się z bólu, stękają- no to łups. Mówiłem żeby się złapali
czegoś.
Jenn- Niby czego mieli się złapać jak nie zamontowałeś uchwytów na ścianach? Nieźle musieli
zajebać o sufit…Jak nie będą sprawni to sami będziemy musieli wszystko zrobić!- była wtedy na
maxa wkurwiona, nie lubiła odwalać za kogoś roboty.
Masz tu w nagrodę, że nic ci nie jest panel, a ja sprawdzę co z nimi. Odpiąłem się i poszedłem do nich
nic im nie było tylko nie wiedzieli czy żyją. Jak powiedziałem, że wszystko jest okej to pozrywali się
na równe nogi. Stabilizatory pięknie działały nie było w ogóle czuć drgań spowodowanych ruchem.
Oni co prawda miotali się jeszcze zamroczeni spotkaniem ze stalowym sufitem.
Jenn- Już jesteśmy!
Włącz automatyczną obronę i choć trzeba się wbić w pancerze.
Jenn-Sprawdzałeś kaski? Komunikacje?
Tak wszystko działa gaz już nam nie straszny. Łączność falowa działa, impulsowa- wadzi są
zakłócenia. Dobra włącz wspomaganie i zabieraj okablowanie. Jak u was?
Max- Wszystko zajebiście chodzi szefie.
Likier- Oke!
Jenn- Działa czysto i wyraźnie. Baza jak nas słyszycie? Mocno trzeszczy. Len spróbujemy ze
sterowni, a wy przygotujcie broń i ładunek.
Przytaknęły głosy rozochocone zbliżającą się rozwałką. Zaczęli krzątać się przy broni a my
oddaliliśmy się do sterowni. Nawiązanie łączności z bazą okazało się niemożliwe pewnie była to
burza piaskowa. Jenn wzywała ich przez radio stojąc przy panelu przez dwadzieścia minut próbował
nawiązać łączność, w końcu odłożyła słuchawkę.
Jenn- Pomóż mi muszę to ściągnąć. Stoi dalej odwrócona do mnie tyłem, pomagam jej ściągnąć
pancerz. Po czym odwraca się do mnie z delikatnym uśmieszkiem na ustach.
Jenn- Wiesz jak kręcą mnie te akcje, niebezpieczeństwo i broń…
Oj wiem maleńka, wiem- odpowiedziałem.
No tak znowu zacząłem mówić nie na temat- sorki. Godzinę później byliśmy we wnętrzu fabryki.
Żadnego oporu, zero robotów kompletnie nic. Z wielkiej hali, którą weszliśmy dochodził naprawdę
wysoki miażdżący dźwięk nawet w wygłuszonych kaskach było go słychać. Maszyny pracowały tam
przeraźliwie bez wytchnienia baz chwili spokoju. Betonowe podłoże było całe w ruchu od drgań
wywołanych przez te ogromne maszyny zapełniające hale. Odnalezienie windy zajęło kilkanaście
minut, była tak ogromna że egzo by się na niej spokojnie zmieścił i zostało by dużo wolnej
przestrzeni. Wyglądaliśmy na niej jak mrówki, po drodze w dół mijaliśmy zdaje się co najmniej setkę
takich hal jaką mieliśmy okazje zwiedzić na powierzchni. W sumie to możliwe że było ich mniej, ale
po pięćdziesiątej przestałem liczyć. Każda wysoka na czterdzieści kilka metrów, szeroka na sto i długa
na kilkaset. To ogrom w ogromie a do tego taki przytłaczający. Gapisz się na to wszystko i nie wiesz
co na to powiedzieć, może moloch nas podpuszcza żeby wybić nas na własnym terenie. Te podziemia
i ta całość były takie przybijające że nikt nic nie mówił. Wszyscy tylko podążali oczami po tym
ogromie. Wszystko to pracowało dla niego a on chciał jednego naszej śmierci. Na ostatnim z
podziemnych piętrze zostawiliśmy prezent dla moloch. Ustawiłem zegar na 12h potem bombka zrobi
wielkie atomowe bum i pięknego grzybka no może było bez grzybka bo to w końcu podziemna
detonacja. Zaczynamy wyjeżdżać a z góry pluje do nas kulami robot z podwieszonego zamiast
ramienia CKMu. Jest jakiś kilos nad nami i ostro do nas wywala serie za serią Max szykuje się do
strzału. Ja się na niego patrzę jak idiota. Jenn przerywa cisze serii pouczającą wypowiedzią a
właściwie wrzaskiem- Max co ty robisz idioto chcesz nas zabić! Jak ten blaszak spierdoli się na windę
to tak jakby na nas pierdolnął! Rozumiesz czy mam ci to do łba wklepać?! Powiedziała ostatnie słowa
i padła martwo na podłogę, Max oberwał najmocniej zginął jako pierwszy. Likier wywalił mu rakietą
prosto w ten stalowy korpus aż go wywaliło poza pole widzenia. Później sprawdzał co z Maxem. Ja
zająłem się Jenn, była w pół przytomna środek regenerujący działał. Jednak ona opadała z sił kilka kul
tkwiło w ciele, a co gorsza były to kule drążące. Moja ukochana Jenn uchodziła z moich objęć przy
każdym tchnieniu powracając do mnie podczas aplikacji środka regenerującego. Krzyknąłem do Likra
daj mi mojego Deadline`a. Nic głucha cisza w słuchawkach obracam się, a on też już leży nie dając
żadnych oznak życia. Spoglądam ponownie na Jenn wygląda dobrze cały czas trzymam ją w objęciu, a
drugą ręką próbuje wyciągnąć swojego Deadline`a. Patrzę w górę a tam następny robot przycina
seriami. I znów na Jenn jest okej jest przymroczona, ale przytomna, podłączam Deadline`a. Czuje jak
coś mocno naciska na pancerz to kule mniejszego kalibru rykoszetują gdzieś w powietrze. Teraz moje
ciało jest rozrywane, drążone przez stado kul. Oczy zachodzą mi mgłą, obraz zaczyna śnieżyć, siły
uchodzą jak powietrze ze spuszczonej opony. Oczy miałem utkwione w jej spojrzeniu. Razem
gaśliśmy jak płomienie wystawione na silny wiatr. Obraz jej twarzy coraz bardziej przygasał
zachodząc w czerń i absolutną cisze jakiej jeszcze nigdy nie słyszałem.
Z otoczenia dało się wyraźnie słyszeć mechaniczny, elektroniczny głos-Kopiowanie zakończone.
Powtórnie odezwał się głos- Testowanie wzroku. Zapis. Test kompletny, wzrok sprawny w 100%.
Przygotowywanie instalacji programu. Kasowanie pamięci trwałej w toku.
Co się ze mną dzieje?
-Będziesz teraz mój, będziesz dla mnie zabijał ludzi aż zabijesz wszystkich!- szyderczo roześmiała się
kobieta.
Jak to przecież jesteś fleczerem. Aaaaaaaaaa ten ból jest nie do zniesienia przestańcie!!!
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa
Twarz Lenox`a miotała się we wszystkich możliwych kierunkach, wykrzywiając się pod wpływem
bólu. Krzyk na tych pokojach był wszech obecnym gościem.
Kasowanie zakończone. Instalacja w toku……………
Moja podróż zaczęła się wiele lat temu, to było dokładnie wtedy kiedy opuściłem New York. Co
gorsze spieprzając przed gangiem Hell Angels ( Anioły Piekieł ) zatarłem silnik mojego motocykla.
Pamiętam to jak dziś, nigdy później nie miałem tyle szczęścia co wtedy. Silnik do wyrzucenia, ale
motor jeszcze się katula do przodu i co widzę na spalonym przez słońce pustkowiu? Na poboczu pod
uschniętym drzewem stoi Wan! Cały pordzewiały gdzieniegdzie ślady po lakierze zaglądam pod
maskę a tam wszystko na swoim miejscu. Normalnie nie wierze w to co widzę zaglądam do środka
wszystko ładnie pięknie nawet przednią szybę ma co prawda potłuczona ale lepsza taka niż żadna,
nawet w baku miał benzynę- trzy litry pamiętam to do dziś. Jedyna wada jaką posiadał to brak
kluczyków i kierowcy, ale takie problem to ja wprost uwielbiam. Kable na krótko, szosa długa i
szeroka w dodatku jestem na niej sam. Dookoła pustkowia więc chyba nic sobie nie zrobię
pomyślałem a w tym samym momencie usłyszałem słodki dźwięk działającego engine'u
samochodowego. Wrzucam jedynkę, noga na gaz i jadę przed siebie to nawet nie było takie trudne jak
Miki mówił wciskał kit i tyle. Dwa dni później spotkałem dwóch gości jeden z nich był jakiś dziwny.
Następnego dnia palną sobie w łeb ze SPAS`a-12`stki. Jego twarzy to nie mogłem sobie nawet
przypomnieć za nic w świecie. Bo to co z niej zostało nie przypominało nawet kotleta mielonego z
dodatkiem ołowiu. W dodatku zrobił to w trakcie roboty miejscowi zlecili naszej trójce usunięcie
problemu jakim był gang- było ich ledwo dziesięciu trzech rozwaliliśmy jeszcze w mieście. Więc z
czystej kalkulacji wynikało, że będzie ich siedmiu tak też było. Razem z Likierem wyczyściliśmy
resztę bo ten psychol rozwalił tylko dwóch a ponadto rozjebał mojego wana o bramę a dopiero później
sobie palną w ten głupi łeb. W sumie to nie było by tak źle ale niestety spotkaliśmy kogoś jeszcze cham
podciął nam wężyk doprowadzający płyn hamulcowy. I jak tu się na gościa nie wkurwić, przez
niego rozjebałem skrzynie biegów. I tak przez niego katulaliśmy się z Likrem przez cały dzień
jechaliśmy 15 kilosów na godzinę na jedynce z powrotem do tamtej wioski, gdzie dostaliśmy zlecenie.
Słońce jak zwykle za dnia paliło wszystko pod swoimi piekielnymi promieniami. Prawie się w tym
Wanie upiekliśmy żywcem, ale co tu się było dziwić po tej małej apokalipsie trzydzieści lat wcześniej.
Pogoda ze świrowała tak jak część ludzkości w dzień czterdzieści stopni w cieniu, w nocy tyle samo
tyle, że na minusie.
Nasza paczka powiększyła się o wyżej wymienionego śmieszka, który lubił bawić się nożami.
Nazywał się Angel, podczas kolejnych dni podróży dotarliśmy do STAR WARZ podobno tam kiedyś
kręcili jakiś film, ale kto go widział? Nie mam pojęcia… Od ponad trzydziestu lat wszystko jest
rozjebane przez atomówki, jebanego molocha, chemikalia i promieniowanie. Jak źle wybierzesz
miejsce na nocleg to możesz nie wstać taki zjebany ten świat, miasta w ruinie, struktury społeczne nie
istnieją. Tak naprawdę to po istniejącym świecie pozostały same śmieci i resztki tego co przed wojną
było użyteczne….
Taka smutna prawda a do tego miłego krajobrazu dołącza się pieprzony moloch ze swoimi robotami.
Raz nawet widziałem struktury budowli tego cholernego blaszaka, ale tak naprawdę nikt nie wie czym
on jest: robotem, programem, jakimś pojebanym psychopatycznym cybernetycznym ustrojstwem, a
może po prostu jest ześwirowanym człowiekiem, który chce zniszczyć resztę ludzkości. Kto to wie?
No tak nie o tym miałem mówić, chciałeś usłyszeć o ostatniej akcji?
-Tak- odezwał się niezwykle spokojny a zarazem zimny i bezuczuciowy głos z wszech ogarniającej
ciemności.
Co dokładniej chcesz wiedzieć?
-Wszystko co zechcesz mi opowiedzieć- głos stał się o wiele milszy i przyjemniejszy dla słuchacza.
Dało się rozróżnić płeć- była to rozmówczyni.
Jak miło usłyszeć znów kobiecy głos opowiedz mi coś o sobie? Może zaczniesz od tego jak długo
jesteś fleczerem?
-Dobrze, ale pod jednym warunkiem.-
Jakim?
-Najpierw opowiesz mi jak doszło do tego co tu widzę, a potem zobaczymy.-
Dobrze niech będzie.
Zaczęło się to jakieś cztery dni, może trochę wcześniej przed wejściem do podziemnych zakładów
molocha. Było nas wtedy pięcioro, ale później doszła Jenn. Jak zawsze była słodka i zabójcza za to ją
kochałem…
Głos mu przygasa myśli odpływają gdzieś daleko do minionych zdarzeń.
-Co się stało wszystko w porządku?-
Co? Co takiego? Ach przepraszam miałem złożyć raport.
-Jakie wydarzenia miały wtedy miejsce że tak nagle przygasłeś?-
Wtedy po raz ostatni widziałem ją żywą. Kilka minut przed tym jak sam straciłem przytomność
trzymałem ją w ramionach życie uchodziło z niej w niezrozumiałym pośpiechu. Tego samego dnia
rano była pełna radości i nadziei w lepsze jutro w końcu wygrywaliśmy z przeklętym na wieki
molochem. Snuła plany wspólnego życia po wojnie w nowym lepszym świecie. Ja też marzyłem o
lepszym życiu razem z nią lecz bałem się zapeszyć- w końcu moloch jeszcze czuwał na północy. Nasz
związek zaczął się burzliwie i niespodziewanie tak też się zakończył, gdy straciłem przytomność na jej
martwej piersi.
-Przepraszam że muszę cie poganiać, ale za kilka godzin w tamten rejon wyrusza oddział i musimy
mieć jak najdokładniejsze informacje. Czy możesz kontynuować?-
Tak zrobię wszystko żeby odegrać się na tym pierdolonym molochu! To przez niego wszyscy moi
przyjaciele nie żyją!
Zbliżyliśmy się tego dnia naszą opancerzoną ciężarówką na niespełna sto kilometrów od zabudowań
molocha. Ze wzgórz było by doskonale wszystko widać gdyby nie kłęby czarnego palącego
wnętrzności dymu, jedynie poświata płomieni dochodząca z głębi instalacji rozświetlała otoczenie
skryte w cieniu wszech obecnych obłoków dymu, drżenie ziemi było czuć dość silnie nawet w
ciężarówce, ta kupa żelastwa rozłożona na setkach a może nawet milionach kilometrów wzdłuż i
wszerz zapierała dech w piersi nie z zachwytu lecz z samego swego ogromu. Przez dobre kilka godzin
gapiliśmy się na to wszystko z rozdziawionymi gębami, dopiero koło południa przyzwyczailiśmy się
do sąsiadującego z nami widoku. Przygotowania do samej akcji zajęły może dwie godziny mieliśmy
do dyspozycji najlepszy sprzęt na rynku oczywiście trzeba było się o niego nieźle na wymieniać za
grube tysiące Gambli. Samo zgromadzenie takiego sprzętu trwało trzy lata, a prawie wszystko od
świętego Mikołaja Molocha- oczywiście z jego robotów. Dzięki temu co nam „ofiarował” zdobyliśmy
dokładne informacje o celu przez co zneutralizowaliśmy jego obronę w tym obszarze- rozwaliliśmy
przeszło dwadzieścia kilka działek samobieżnych statycznych i drugie tyle mobilnych. Około godziny
szesnastej użyliśmy najlepszych zabawek jakie mieliśmy do dyspozycji- pajęcze egzoszkielety. Były
świetne z pajęczymi odnóżami nadawały się na każdy możliwy teren, posiadały przestrzeń ładunkową.
Do tego ciężkie karabiny, wyrzutnia rakiet, panel sterowania- cudo jak się patrzy, a na pokładzie
cztery głowice wodorowe. Ładownia zapchana amunicją Jenn za sterami- czego trzeba więcej do
szczęścia na polu walki. Ze wzgórz palnęliśmy rakiety z głowicami wodorowymi w centra obrony,
ziemia zadrżała w posadzie czterokrotnie aż nam stara przesunęło o dobra dwa metry. Do tamtego
momentu nie wiedziałem że ziemia może się aż tak trząść. Gdy pył opadł a my byliśmy w połowie
drogi do jednej z fabryk molocha okazało się że między nami a budowlami jest szczelina na dobrze
ponad piętnaście metrów i szeroki na kilkanaście kilometrów. Jenn zaczyna zwalniać a ja do niej co
jest? A ona do mnie rozpadlina co kurwa oślepłeś od dłubania w silnikach przy żarówce czy co?
Przecież widzę dodaj gazu i się nie opierdalaj!
Jenn- Może i zasuwamy te 250 km/h , ale tam jest jakieś dwadzieścia metrów przerwy…..!
No i co z tego dawaj panel!
Jenn- A bierz, pojebało cie już do reszty! Jak coś mi się stanie to ci zajebie…
Likier z Maxem obserwowali wszystko z lekkim przestrachem. Zapewne chodziło im po głowach to
co powiedziała Jenn- pojebało cie już do reszty! Pojazd zaczął przyśpieszać pod wprawną ręką
mechanika. Lenox co ty? Zabijesz nas do kurwy nędzy- z przerażeniem krzyknął Max.
Spoko, lepiej się czegoś złapcie bo nie chcę żebyście latali po sterowni- odpowiedziałem spokojnie, a
gdy tylko skończyłem mówić wyskoczyliśmy prawie z samej krawędzi. Wtedy to mieli facjaty i
cięższe spodnie o jakieś dwa kilo. Wylądowaliśmy niezły kawałek dalej na moje oko to to było
siedemdziesiąt metrów jak nic. Szarpło jak cholera w pierwszej chwili myślałem że egzo się tam
rozkraczy, ale nie poszedł dalej jak burza. I gadam bardziej sam do siebie niż do pozostałych- No
całkiem nieźle się spisał a nie miałem go do tej pory gdzie przetestować… a tu okazja pojawia się
sama.
Jenn- Masz farta, że nic mi nie jest, ale przeginasz! Zobacz na nich ledwo co żyją…
Obracam się a tamci na podłodze zwijają się z bólu, stękają- no to łups. Mówiłem żeby się złapali
czegoś.
Jenn- Niby czego mieli się złapać jak nie zamontowałeś uchwytów na ścianach? Nieźle musieli
zajebać o sufit…Jak nie będą sprawni to sami będziemy musieli wszystko zrobić!- była wtedy na
maxa wkurwiona, nie lubiła odwalać za kogoś roboty.
Masz tu w nagrodę, że nic ci nie jest panel, a ja sprawdzę co z nimi. Odpiąłem się i poszedłem do nich
nic im nie było tylko nie wiedzieli czy żyją. Jak powiedziałem, że wszystko jest okej to pozrywali się
na równe nogi. Stabilizatory pięknie działały nie było w ogóle czuć drgań spowodowanych ruchem.
Oni co prawda miotali się jeszcze zamroczeni spotkaniem ze stalowym sufitem.
Jenn- Już jesteśmy!
Włącz automatyczną obronę i choć trzeba się wbić w pancerze.
Jenn-Sprawdzałeś kaski? Komunikacje?
Tak wszystko działa gaz już nam nie straszny. Łączność falowa działa, impulsowa- wadzi są
zakłócenia. Dobra włącz wspomaganie i zabieraj okablowanie. Jak u was?
Max- Wszystko zajebiście chodzi szefie.
Likier- Oke!
Jenn- Działa czysto i wyraźnie. Baza jak nas słyszycie? Mocno trzeszczy. Len spróbujemy ze
sterowni, a wy przygotujcie broń i ładunek.
Przytaknęły głosy rozochocone zbliżającą się rozwałką. Zaczęli krzątać się przy broni a my
oddaliliśmy się do sterowni. Nawiązanie łączności z bazą okazało się niemożliwe pewnie była to
burza piaskowa. Jenn wzywała ich przez radio stojąc przy panelu przez dwadzieścia minut próbował
nawiązać łączność, w końcu odłożyła słuchawkę.
Jenn- Pomóż mi muszę to ściągnąć. Stoi dalej odwrócona do mnie tyłem, pomagam jej ściągnąć
pancerz. Po czym odwraca się do mnie z delikatnym uśmieszkiem na ustach.
Jenn- Wiesz jak kręcą mnie te akcje, niebezpieczeństwo i broń…
Oj wiem maleńka, wiem- odpowiedziałem.
No tak znowu zacząłem mówić nie na temat- sorki. Godzinę później byliśmy we wnętrzu fabryki.
Żadnego oporu, zero robotów kompletnie nic. Z wielkiej hali, którą weszliśmy dochodził naprawdę
wysoki miażdżący dźwięk nawet w wygłuszonych kaskach było go słychać. Maszyny pracowały tam
przeraźliwie bez wytchnienia baz chwili spokoju. Betonowe podłoże było całe w ruchu od drgań
wywołanych przez te ogromne maszyny zapełniające hale. Odnalezienie windy zajęło kilkanaście
minut, była tak ogromna że egzo by się na niej spokojnie zmieścił i zostało by dużo wolnej
przestrzeni. Wyglądaliśmy na niej jak mrówki, po drodze w dół mijaliśmy zdaje się co najmniej setkę
takich hal jaką mieliśmy okazje zwiedzić na powierzchni. W sumie to możliwe że było ich mniej, ale
po pięćdziesiątej przestałem liczyć. Każda wysoka na czterdzieści kilka metrów, szeroka na sto i długa
na kilkaset. To ogrom w ogromie a do tego taki przytłaczający. Gapisz się na to wszystko i nie wiesz
co na to powiedzieć, może moloch nas podpuszcza żeby wybić nas na własnym terenie. Te podziemia
i ta całość były takie przybijające że nikt nic nie mówił. Wszyscy tylko podążali oczami po tym
ogromie. Wszystko to pracowało dla niego a on chciał jednego naszej śmierci. Na ostatnim z
podziemnych piętrze zostawiliśmy prezent dla moloch. Ustawiłem zegar na 12h potem bombka zrobi
wielkie atomowe bum i pięknego grzybka no może było bez grzybka bo to w końcu podziemna
detonacja. Zaczynamy wyjeżdżać a z góry pluje do nas kulami robot z podwieszonego zamiast
ramienia CKMu. Jest jakiś kilos nad nami i ostro do nas wywala serie za serią Max szykuje się do
strzału. Ja się na niego patrzę jak idiota. Jenn przerywa cisze serii pouczającą wypowiedzią a
właściwie wrzaskiem- Max co ty robisz idioto chcesz nas zabić! Jak ten blaszak spierdoli się na windę
to tak jakby na nas pierdolnął! Rozumiesz czy mam ci to do łba wklepać?! Powiedziała ostatnie słowa
i padła martwo na podłogę, Max oberwał najmocniej zginął jako pierwszy. Likier wywalił mu rakietą
prosto w ten stalowy korpus aż go wywaliło poza pole widzenia. Później sprawdzał co z Maxem. Ja
zająłem się Jenn, była w pół przytomna środek regenerujący działał. Jednak ona opadała z sił kilka kul
tkwiło w ciele, a co gorsza były to kule drążące. Moja ukochana Jenn uchodziła z moich objęć przy
każdym tchnieniu powracając do mnie podczas aplikacji środka regenerującego. Krzyknąłem do Likra
daj mi mojego Deadline`a. Nic głucha cisza w słuchawkach obracam się, a on też już leży nie dając
żadnych oznak życia. Spoglądam ponownie na Jenn wygląda dobrze cały czas trzymam ją w objęciu, a
drugą ręką próbuje wyciągnąć swojego Deadline`a. Patrzę w górę a tam następny robot przycina
seriami. I znów na Jenn jest okej jest przymroczona, ale przytomna, podłączam Deadline`a. Czuje jak
coś mocno naciska na pancerz to kule mniejszego kalibru rykoszetują gdzieś w powietrze. Teraz moje
ciało jest rozrywane, drążone przez stado kul. Oczy zachodzą mi mgłą, obraz zaczyna śnieżyć, siły
uchodzą jak powietrze ze spuszczonej opony. Oczy miałem utkwione w jej spojrzeniu. Razem
gaśliśmy jak płomienie wystawione na silny wiatr. Obraz jej twarzy coraz bardziej przygasał
zachodząc w czerń i absolutną cisze jakiej jeszcze nigdy nie słyszałem.
Z otoczenia dało się wyraźnie słyszeć mechaniczny, elektroniczny głos-Kopiowanie zakończone.
Powtórnie odezwał się głos- Testowanie wzroku. Zapis. Test kompletny, wzrok sprawny w 100%.
Przygotowywanie instalacji programu. Kasowanie pamięci trwałej w toku.
Co się ze mną dzieje?
-Będziesz teraz mój, będziesz dla mnie zabijał ludzi aż zabijesz wszystkich!- szyderczo roześmiała się
kobieta.
Jak to przecież jesteś fleczerem. Aaaaaaaaaa ten ból jest nie do zniesienia przestańcie!!!
Aaaaaaaaaaaaaaaaaaa
Twarz Lenox`a miotała się we wszystkich możliwych kierunkach, wykrzywiając się pod wpływem
bólu. Krzyk na tych pokojach był wszech obecnym gościem.
Kasowanie zakończone. Instalacja w toku……………
Żaden robot nie ucierpiał podczas tworzenia opowieści. :)
Wszelkie prawa zastrzeżone! - Śmierć
I jak się podoba? Jestem Ciekaw waszych opinii Zapraszam do komentowania :)
Bibliografia / Linki
Neuroshima co to właściwie jest http://pl.wikipedia.org/wiki/Neuroshima
Portal poświęcony Neuroshimie http://www.neuroshima.org/
Grafika http://www.mancubus.glogow.org/neuroshima/pilgrim/robot_hunter%20copy.jpg Bibliografia / Linki
Neuroshima co to właściwie jest http://pl.wikipedia.org/wiki/Neuroshima
Portal poświęcony Neuroshimie http://www.neuroshima.org/
