Opowiadanie - Ostatni przedwieczny - 1 - Preludium
Witaj drogi czytelniku tym razem coś innego opowiadanie. Z jakiej kategorii ? Odpowiedz na to pytanie jest złożona, najlepiej przeczytać i samemu określić ^^Wersja surowa, więc będę wdzięczny za wskazanie wyłapanych błędów ;) Miłej lektury życzę ;)
Ostatni przedwieczny - Preludium
To była moja pierwsza przygoda, choć miała miejsce tylko w
mojej wyobraźni- śniłem krótko mówiąc. Przysnęło mi się na kancelaryjnym biurku
i do tego w godzinach pracy- nie do pomyślenia a jednak stało się. W dodatku
obudził mnie klient. W czasie, kiedy mnie budził w oknie zobaczyłem dwóch ludzi,
którzy mi pomagali we śnie. Dziwne, ale oni chyba też mnie poznali...
-Ciężki dzień dzisiaj mamy, prawda?- powiedział jednocześnie
szturchając mnie swoją szlachecką laską po ramieniu.
Podskoczyłem jak by mnie ukłuto boleśnie. Zobaczyłem
człowieka bądź elfa o śniadej karnacji jego głowę pokrywał nowiutki kapelusz
podróżny ociekający świeżą deszczówką, a z spod zakrzywionych od ciężkiej wody
krawędzi okrycia wyłaniały się złote kosmyki gęstych włosów. Jego ciało
okrywała niezwykle pieczołowicie zdobiona miejscowymi wzorami peleryna. „Pewnie
wszedł prosto z ulicy nie czekał jak inni klienci Sapurasa- musi być kimś
ważnym”-pomyślałem.
-Tak panie- odparłem nieco smutnym, lecz godnym tonem by nie
urazić tak zacnego gościa.
-Czym mogę służyć wielmożnemu panu.- zapytałem najgrzeczniej
jak tylko potrafiłem, pokornie wyczekując odpowiedzi.
-Tak... – zamyślił się na chwile przeciągając słowo.
-Mianowicie potrzebuje tak zgrabnej ręki jak i umysłu. By
naskrobała coś dla mnie na skrawku papieru- przygasł na chwile i dodał po
chwili milczenia- coś dyskretnego....- urwał- Bo widzicie skrybo chodzi o kobietę...-
znowu urwał.
-Miłosny list?- delikatnie i nieśmiało zaproponowałem,
ściszając głos.
-Tak właśnie. Będę niezwykle wdzięczny za pomoc w tej jakże
delikatnej i nie cierpiącej zwłoki sprawy- wypowiadając ostatnie słowa zbliżył
się do mnie tak, iż widziałem jego młodziutką twarz.
„Miał może szesnaście lat” od razu wpadło mi to na myśl.
Zwinnym ruchem cofnął się; pukle włosów zasłoniły twarz,
odsłaniając tym samym szpiczaste uszy no pięknie - zadźwięczało mi w głowie
pewnie ma lekką ręką dwa razy tyle lat co ja…
Dopiero teraz dostrzegłem dwóch rosłych mężczyzn stojących
przy wejściu. Sadząc po ubiorze byli z „Cienistych Szwadronów” matowe czarne
pancerze czytałem o nich podobno zapewniają bardzo wysokiej klasy kamuflaż. Pewnie
mogli by stanąć przede mną i wcale bym ich nie dostrzegł młody musi być w takim
wypadku jakąś szychą pardą elf słusznego wieku poprawiłem się w myślach.
Blondyn musiał również przez chwile tkwić w zamyśleniu, bo
tak jak ja zamarzł w przestrzeni.
Obu nas wyrwał z trwogi czasu, jeden z ochroniarzy
czcigodnego gościa.
- Hrabio Lehashas (di Karo) już czas na nas. Dostałem
wiadomość od …
Tę część już szepnął na ucho swego cennego ładunku tak iż
nikt poza odbiorcą nie był w stanie usłyszeć treści tajemnego przesłania.
Szlachetnie urodzony przytaknął gestem głowy i powiedział.
- Tak też zrobimy a teraz drogi skrybo. Powiedz ile ci
zajmie naskrobanie szacownego listu? Spojrzał na mnie nieprzeniknionym wzrokiem
fioletowych oczu badając reakcje.
-Czcigodny panie, jeżeli trzeba to mogę to uczynić
natychmiast.
-Nie ma potrzeby aż tak wielkiego pośpiechu wystarczy jak do
jutra go sporządzisz i dostarczysz do mnie.
-Tak Panie to będzie zaszczyt ukłoniłem się ładnie. Gdy
prostowałem się z ukłonu on był już w drzwiach elfy faktycznie używają języka
tylko wtedy, kiedy muszą…
Sporządzenie listu przerwał mi właściciel skryptorium wpadając
prawie wywarzając drzwi do pomieszczenia w którym właśnie pracowałem obłożony
dobrze ponad tuzinem miłosnych ksiąg które ułatwiały mi prace nad miniaturowym
miłosnym dziełem.
-Kel -wrzasnął- słyszałem, że był tu jeden z czcigodnych?!
Na twarzy miał wypisane zdziwienie przemieszane nieco ze strachem nieco z
podnieceniem i trochę jak by go przejechał furgon bojowy.
Prychnąłem niechętnie – no był, przeszkadzasz mi w pracy zająłbyś
się czymś spojrzałem na niego nieprzychylnie.
-…a ty znowu swoje do cholery jestem twoim szefem nie
zapominaj o tym!
-Jak można o tym zapomnieć skoro ilekroć Cię widzę to mi o
tym przypominasz pokazałem mu język i znów zagłębiłem się w pisaniu listu.
-Prychnął coś pod nosem i wyszedł.
-W końcu pomyślałem już lepiej niech idzie na dziwki do
Karczmy pod zalanym drzewcem w końcu jemu tam dobrze mnie się tutaj dobrze
dzieje i wszyscy są zadowoleni tak zawsze pomruczy po mruczy, ale to w końcu ja
dbam żeby ten interes się kręcił…
- Ja tu cały czas jestem krzyknął z za ściany i nie pójdę
dopóki nie powiesz co młody di Karo od nas chciał!
- Jak już to chciał coś ode mnie nie od nas znacząco
podkreśliłem te słowa pewnie widział przez ścianę ten obraźliwy gest rogów
stworzonych z moich palców.
-No mów a nie się tam kiwasz między tymi tomiszczami…- aż
zajrzał czy dalej tam jestem nie słysząc przez dłuższy czas odpowiedzi.
-No, co? Spojrzałem na niego niechętnie jak bym miał zaraz
zwrócić wcześniej spożyty posiłek
-Nico mów w końcu.
Ściszyłem głos – Drzwi zamknij to ci powiem… urwałem
tajemniczo
- No to dajesz- podjął wesoło zacierając ręce i szczerząc
się niemiłosiernie.
- Młody chciał żebym napisał dla niego list miłosny.
Powiedziałem to zwyczajnie jak bym mówił o czymś, o czym już dawno zapomniałem.
-To, po co ta cała tajemnica? Czegoś mi tu nie mówisz.
Zmrużył oczyska cholernego krasnoluda, którym był od chwil zdaje się poczęcia.
- Chciał -tylko to odpowiedziałem z widocznym znużeniem. Nic
nie poradzę zawsze mnie nudził wszędzie widział spiski podstępy a ja zawsze mu
wszystko wywalałem czarno na białym. A właśnie skoro już tu jesteś masz tu coś
do zatwierdzenia. Wcisnąłem mu do podpisania papier tylko przeczytaj żebyś mi
później nie burczał, że nie wiedziałeś, co podpisujesz. Zmroziłem go wzrokiem
aż się zmieszał biedaczek aż mnie to rozbawiło. Jednak na mojej twarzy wyrył
się jedynie drobny delikatny uśmiech. Przeczytał na tyle uważnie żeby wychaczyć
nowe tomy o podstawach magii cholerny sknyrusowaty krasnolud zaraz będzie się
wykłócał o każdy tom a po co a na co już mnie coś mierziło w środku.
-Po, co te księgi magiczne? - spojrzał pytająco.
-Jest teraz zapotrzebowanie na kopie zwojów magicznych
głównie na podstawowe czary powinno zwiększyć to obroty skryptorium jakieś
cztery pięć razy. Ten błysk w oczach był doskonale widzialny. Zapewne już miał
przed oczami te sztuki platyny prześlizgujące się przez jego wielgachne łapska.
-No tak, tak, dobrze kombinujesz pogroził mi w zachwycie
paluchem z mordą tak ucieszoną, że nie wiadomo gdzie zaczynały się jego
czerwone włosy a gdzie broda wyglądało strasznie i komicznie jak by go takiego
zobaczyć w ciemnej uliczce to można ataku apopleksji dostać…
Powiedz no jeszcze, co z tym młodym szlachcicem.
-Mówiłem już chciał list, który właśnie skończyłem
-List tylko tyle?
-Tak -odparłem zirytowany jego dopytywaniem- miłosny list podobno
do najpiękniejszej z młodych dam dodałem żeby go cholera wzięła w jego
dociekaniach.
-Młoda Welverówna?
-Nie wiem, nie wspomniał, o którą chodzi!
-Dobrze już dobrze, ale jak to jakaś grubsza sprawa by była
to byś mi powiedział, co?
Gdyby krasnoludy wyglądały słodko pewnie usiłowałyby
zachować właśnie jego wyraz twarzy i proszących wielkich szczenięcych oczu.
-Może i bym powiedział, dobra idę zanieść list. Prawie
stamtąd uciekłem wyskakując z kamieniczki, w której mieściło się skryptorium.
Ulica była jak zwykle zatłoczona mieściła się przy głównym trakcie Starej Warwy
biegnącym wprost do centralnego miasta, w którym prowadzono wszystkie
poważniejsze transakcje handlowe te legalne i te mniej oficjalne rzecz ujmując
najdelikatniej jak tylko można.
Szybkim krokiem wlazłem z boczną alejkę, po której nikt nie
śmiał chodzić szybko wyciągnąłem kamień teleportacyjny, który należał do tych
ciekawszych zakupów w mieście wewnętrznym jak również je nazywano w śród
handlarzy różnego szczebla. Wybrałem lokalizacje ze wspomnień padło na spokojną
uliczkę oczywiście lepiej będzie jak nikt mnie nie zobaczy, bo używanie kamieni
szybkiej podróży jest nielegalne w mieście na terenie unii słowiańskiej w paru
miastach państwach na zachodzie niby też, ale nigdy tam nie byłe to w sumie
może być to wyssane z palca. Zniknąłem w oparach lekkiej mgły ograniczającej
widoczność i w takiej samej pojawiłem się w wybranym przez siebie miejscu było
nadzwyczaj spokojnie brukowaną ulice rozświetlało popołudniowe słońce. Dzień
był wyjątkowo ładny nie licząc deszczowego poranka. Chwile później dochodziłem
pod pałac jegomościa zajadając się miejscowa zapiekanką kupioną na skwerku tuż
obok. Przy bramie stało jak zwykle dwóch strażników. Jeden szczerzył się szczerze
zastanawiałem się przez chwile o co chodzi szukając w głowie odpowiedzi.
-Skryba mnie nie pamięta? Zasmucił się nieco
-Zaraz a to ty kupowałeś u nas tu ściszyłem głos Pismo dla
samotnych panów. Nazywają Cię Belus tak?
- Zgadza się uśmiechnął się pokazując szereg nie do końca
kompletnych zębów. Co sprowadza cię do nas skrybo? Zapytał niezbyt wdzięcznie,
ale szczerze i z przyjacielskim uśmiechem wymalowanym na twarzy
-Miałem sporządzić dla młodego hrabiego list. Możesz mi
mówić Ern ( Ervernikqw pełne imię skryby) powiedziałem odwdzięczając pogodna
minę rozmówcy czasem uśmiech może cię uratować, więc lepiej się uśmiechać.
-Zaczekaj musimy to sprawdzić tu jest ławka, na której
możesz sobie chwile odpocząć przed audiencją. Chwile dłuższą musiałem tkwić na
tej ławce pewnie dłużej niż chwile, bo zdążyłem zasnąć a dzień przeszedł już do
historii na niebie królował już księżyc i czyste letnie niebo było ciepło wiec
w sumie za bardzo mi to nie przeszkadzało. Belus coś jak by gadał do siebie
wiec pewnie rozmawiał z przełożonym za pośrednictwem jakiegoś bliżej mi
nieznanego magicznego przedmiotu a może wplotu myślowego teraz tyle tego jest
czasem trudno nadążyć. Zrobiłem kwaśną minę sam do siebie. Odruchowo podążyłem
za Belusem, przemierzyliśmy parę szykownych sal by na koniec znaleźć się w
komnacie przeznaczonej do fechtunku. Blondasek właśnie ćwiczył szybki atak
wyglądał przy tym widowiskowo, gdy nacierał na przeciwnika to biegnąc po
ścianie to po kamiennej posadzce wymijać słabszych przeciwników tworzonych
przez magie bojową maga, który stał w głębi sali. Wykończył spektakularnie
żelaznego oprawce odcinając mu łeb niszcząc tym samym kryształ zasilający. No
jednak opłacało się przegryźć przez te parę zakurzonych ksiąg. Podsumowałem
swoje myśli z pełną radością.
-O już jesteś stwierdził szlachcic. Bardzo dobrze pokaż, co
przygotowałeś. Zmierzył list z zaciekawieniem można spokojnie powiedzieć, że
pożarł go wzrokiem.
-No, no to się chwali pięknie się spisałeś. Z uśmiechem
poklepał mnie po ramieniu. Gdyby był człowiek to zapewne właśnie by mnie
ściskał z zachwytu całe szczęście to elf.
-Dziękuję czcigodny. Tak należało mianować szlachetnie
urodzonych.
Wezwał kogoś skrywającego się w cieniu magicznego światła
gestem dłoni. Bezimienny sługa stworzył ze swojego ciała miniaturowe mobilne
skryptorium na barkach swych pleców. Szermierz podpisał dokument zręcznym
gestem wprawionej dłoni i zabrał się za odbijanie pieczęci rodowej. Spoglądając
już na mnie jak by czegoś jeszcze chciał. Tak też było w istocie.
- Miał bym jeszcze jedną prośbę. Zamarł pytająco
- Cóż takiego mogę uczynić?
- Zanieś ten list pod wskazany adres. Mrugną
porozumiewawczo.
-Ależ oczywiście wielmożny. Uśmiechnąłem się dając do
zrozumienia, że pojąłem, co miał na myśli. Potulnie czekałem na ciąg dalszy
instrukcji. Pożegnał mnie gestem dłoni, lokaj odprowadził mnie do wyjścia i na
koniec oświadczył żebym później wrócił z potwierdzeniem doręczenia to zostanie
mi wypłacona należność. Niewiele myśląc przytaknąłem i skierowałem się w stronę
centrum dziś już za późno na doręczenie listu czy jeszcze jest czas spójrzmy na
adresatkę.
Prawie zdębiałem spoglądając na adres, ten cholerny
krasnolud miał rację. Jego lubą była młoda Welverówna niespełna 16 letnia
ludzka kobieta urocza i niezwykle inteligentna parę razy nawet z nią
rozmawiałem, gdy sama składała i odbierała zamówienia na konkretne tomy.
Później regularnie nas odwiedzała. Była młodą ambitną Panną na wydaniu chcącą
studiować magie to był nasz wspólny ulubiony temat. Magia rzecz niezwykła
dająca tak wiele możliwości i podobno także poczucia wolności tego drugiego
jeszcze nie uświadczyłem, ale trzeba to przyznać otwarcie jestem początkujący w
tej dziedzinie wiedzy.
Po opuszczeniu domostwa
zleceniodawcy udałem się na skwer była wczesna noc ruch był większy trzeba coś
przekąsić pomyślałem w tej samej chwili, w której odezwały się czeluści
nieskończonego głodu w moich trzewiach. Przysiadłem obok przyczepy z japońskim
żarciem zamawiając parę smakołyków podczas oczekiwania sprawdziłem na linku
gdzie jest Kat nie było jej pewnie zasnęła przy jednym z nowych tomów trzeba
będzie ją odwiedzić ucieszyła mnie ta myśl, bo w końcu nie rozmawialiśmy jakiś
czas mój żołądek natomiast kipiał z zachwytu nad zapachami, jakie się przede
mną unosił pożarłem posiłek w ułamkach sekund płacąc Cho jak zwykle przez linka
ponoć była to technologia udostępniona przez pierwszego łączącą elektronikę
bezpośrednio z duszą, jako węzłem komunikacyjnym odkąd zaczęto korzystać z tej
technologii większość satelit została wyłączona lub zmieniono cel ich funkcjonowania
przemkną mi przez myśl część artykułu poświęcony kryształowemu kamykowi, który
ułatwiał tak wiele. Ostatnie kęsy połykałem wskakując w pobliski zaułek kątem
oka zauważając pożegnalny gest twórcy znakomitego posiłku. Oczywiście skryłem
się tam żeby skoczyć kamieniem teleportacyjny w pobliże domu Kat. Jak zwykle
wylądowałem przed tylnym wejściem. Znacząco strasząc Laurę łaskocząc ją od tyłu
na linii talii zbierała właśnie zioła w przydomowym zielniku. Odskoczyła
mierząc do mnie ziemistą łopatką i kiścią szczypiorku.
-Hej kociaku puściłem jej oko. Gdy tylko otworzyłem usta
rozpoznała mnie natychmiastowo i opuściła gardę rzuciła się na mnie żarliwie
całując. Objąłem ją mocno przypierając do ściany. Odwzajemniając pocałunek z
małym szaleńczym języczkiem, ale za to, jakim przyjemnym. Można by się było tak
rozpłynąć tu i teraz tracąc stroje na rzecz przyjemnej cielesnej igraszki.
Oboje na chwile zagubiliśmy się w krainie zapomnienia czy czegoś na
jej gust.
-Hej przystojniaku wreszcie wykipiała radośnie.
-Co robisz? Zapytałem z ciekawością w końcu ten świat był
dla mnie czymś nowy przybyłem do niego, jako ostatni podobno jestem
przedwiecznym mam ciało zwykłego człowieka wywodzącego się z plemion
słowiańskich przynajmniej tak twierdzili w ośrodku wdrażania przedwiecznych w ten
nowy inny świat fakt był taki, że wszystko było dla mnie nowe i stare wspomnienia,
które czasem mi się ukazywały jak i to, co widziałem, na co dzień trochę jak by
żyjąc między snami. Jedynym momentem wytchnienia była bliskość rozgrzanego do
białości ciała Laury sprawiała mi tyle radości fakt nie była jedyną, ale ją
uwielbiałem słodka urocza i kochająca. Wiedziała, że nie jest jedyna stare
zwyczaje były bardzo swobodne, jeśli chodzi o życie seksualne Słowian. Dopóki
twoja partnerka nie ma nic przeciwko żebyś spotykał się z innymi to samo
tyczyło się mężczyzn. Jak mówiły mądre słowa wszystko jest kwestią porozumienia.
Co i ja uważałem za dewizę życiową.
-Zbieram zioła na nocny podwieczorek może się przyłączysz
zapewne Welverowie się ucieszą, w końcu cię uwielbiają ja zresztą też, ale ty
łobuzie dobrze o tym wiesz skarciła mnie palcem uśmiechając się uroczo i mrużąc
ponętnie szkarłatne oczy.
-Z chęcią przecież nie mógłbym ci odmówić no i wyśmienicie
gotujesz, więc to jest kolejny powód za tym żeby zostać! Uśmiechnąłem się, gdy
złapała mnie za rękę i wciągnęła do środka. Gdzie napotkaliśmy matkę Kat
układającą kwiaty była florystką i to całkiem znaną.
-Ciociu zobacz, co znalazłam w ogrodzie ^^ tak naprawdę nie
byli rodziną Laura dla nich pracowała, ale tak się ze sobą zżyli, iż Aleksandra
w końcu zaproponowała żeby mówiła jej po imieniu albo ciociu jak woli. Podobno
moje maleństwo się rozpłakało od tego natłoku emocji tuląc się w ciocie której
nigdy nie miała wychowała ją babci która w pierwszym roku jej pracy odeszła z
tego świata. Podobno strasznie to przeżywała, chociaż babcia obiecała, że ją odwiedzi,
gdy znów powróci do świata żywych. Tak cykl reinkarnacyjny był teraz jawny. Nawet
z tego, co się dowiedziała podczas wdrażania można było dokonywać tego typu obietnic
i co ciekawe zabrać ze sobą trochę wspomnień.
-Witam jaśnie Panią. Odezwałem się, gdy tylko obróciła wzrok
w moim kierunku.
-Oj witaj skarbie tak dawno cię tu nie było, ale miałeś mi
mówić po imieniu.
-Daj mu spokój odezwał się ojciec Kat nie dość, że jest
dużym mężczyzną to i pewnie ma tyle lat co my tu wszyscy razem wzięci.
- Dobrze Olu o cześć Michale, ale sama powinnaś mi przyznać,
że pierwsza wersja brzmi ładniej
-Nieeee… wole, gdy nazywasz mnie po imieniu- pokazała mi
język.
-Hahaha roześmiałem się a tak swoją drogą to sam nie wiem
ile mam lat wiec wiecie…
-Opowiadaj, co się u ciebie działo? Zagadnęła Laura.
-Właściwie to jestem tu służbowo mam coś dla Kat a właśnie
gdzie ona jest już by tu była gdyby nas tu tylko usłyszała czy może śpi?
-Mówiła coś, że ma się z kimś spotkać na mieście wspominała też,
że zajdzie do ciebie.
-Hmmm dziwne próbowałem się z nią skontaktować przez linka,
ale nie odebrała.
-Pewnie znów zostawiła go w domu wiesz, jaka ona potrafi być
roztargniona
- No tak. Uśmiechnąłem się sam do siebie przypominając sobie
parę sytuacji, gdy zgubiła zapomniała lub zwyczajnie popsuła niezwykle twardy
kryształ linka.
W tym samym momencie odezwały się frontowe drzwi skrzypiąc
starym drewnem brzmieniem.
- Tadaima ( ただいま –
już jestem / wróciłam) odezwała się naśladując kulturę niepodległego cesarstwa
Japonii znanej jej z XXI kultury anime i mangi wywodzącej się i dalej
kultywowanej tradycji kraju kwitnącej wiśni. Stała się potęgą, kiedy smok
powrócił i zażyczył sobie by na świętej górze wybudować dla niego dom w postaci
wysokiej wierzy. To był jej słodki aksamitny głos wyszedłem jej naprzeciw do
holu by się z nią przywitać wskoczyła na mnie jak zwykle, gdy byliśmy sami. –
Hej szepnęła i pocałowała delikatnie na przywitanie – Hej Kwiatuszku, dlaczego
masz taką smutną minę mówiąc to podniosłem palcem wskazującym jej podbródek
delikatny niczym promienie porannego słońca by spojrzeć jej w oczy wiedziała,
że jej oczy nie są dla mnie tajemnicą.
-Wcale nie jej twarz na chwilkę spochmurniała. Milisekundy
później już rozpromieniało je słońce uśmiechu, który wszystko z taką łatwością
łagodził.
-Dobrze, więc powiesz mi, o co chodzi później w sumie mam
coś dla ciebie, ale nie wiem czy się ucieszysz. Zrobiłem smutna minę, która
wnet została rozgromiona pocałunkiem.
-Chodź na górę opowiesz mi jak minęła podróż i co się
działo. Przygryzła wargi tak rozkosznie słodko jak tylko ona to robiła. Jej
ciepły miły dla ucha szept lądował na moim uchu i karku mile łechcąc skórę-
Chcę cię znów poczuć tam na dole zbliżyła się jeszcze bardziej kończąc
sentencje przygryzła mi opuszek ucha. Sam jej szept budziła mą męskość a co
dopiero jej pieszczota.
-Jak sobie życzysz Kwiatuszku pocałowałem ją w szyję objąłem
w pasie i powędrowaliśmy do jej pokoju mieszczącego się na piętrze spoglądając
na siebie, co krok kątem oka dopóki nie zamknęły się za nami drzwi. cdn.
Wszelkie prawa zastrzeżone! - Śmierć
I jak się podoba? Jestem Ciekaw waszych opinii Zapraszam do komentowania :)
Komentarze
Prześlij komentarz